Jest coś takiego w kwietniu. Magia powrotu do życia. I wtedy też zmienia się moja playlista. Każdy najdrobniejszy szczegół otaczającego mnie świata zwraca uwagę. I podobnie jest teraz. Dlatego odkrywając kolejne perełki trafiłam na twórczość Allmana Browna, który mnie zaczarował, oczarował i sprawił, że ostatni weekend nigdy już mi nie wyleci z głowy. Idealna piosenka. Posiada przepiękny tekst, który przenosi mnie gdzieś zupełnie daleko. Na myśl przywodzi wędrówkę po lesie, pradawnych ścieżkach i smak rosy na końcu języka.
Allman stworzył arcydzieło... Moze i Wam się spodoba?
Taki czas... Wczesna, wczesna wiosna. Niby w życiu powinno być nieco lżej. Perspektywa cieplejszych dni. I słońca... A jednak kiedy łamie się serce, które i tak już ledwo daje sobie radę... Kiedy za oknem żółte chmury, z których pada deszcz ze śniegiem, kiedy w życiu układa się tak, jakby cała ta zima dopiero nastała... Wtedy nic tak nie tuli, nic tak nie pociesza jak Damien Rice.
Dla mnie istotny człowiek. Napisał piosenkę, która w moim przekonaniu jest... o takich jak ja. Żyjących pomiędzy i zamiast. Będących tylko namiastką. Niezdolnymi do bycia kimś ponad... Bo ktos drugi chce tylko na chwilę... A potem rzuca w kąt.
Grudzien nie nalezy do moich ulubionych miesiecy. W grudniu zapadam w sen. ale nadal docieraja do mnie dzwieki, ktore wzbudzaja pozytywne skojarzenia. I tak od tygodni przysluchuje sie nowym dokonaniom Riverside. Jesli bywacie tutaj czesciej, zapewne zdazyliscie sie zorientowac, ze palam ogromna miloscia do progresywnego rocka i metalu. A Riverside to taka wlasnie polska perelka na tym padole. I towarzysza mi nieustannie od 2006 roku, odkad uslyszalam Out of Myself. A dzisiaj kolejna odslona geniuszu wokalno-instrumentalnego.
Riverside to poslki produkt eksportowy, ktory brzmieniem jak i kunsztem moze spokojnie rywalizowac z wielkimi sceny progresywnej. Dzisiaj "Towards the Blue Horizon". Nuta, ktora niesie ze soba wszystko, co jest smaczne i pachnace w tej akurat formacji.
Przepiekny, askamitny wokal, niepokojace przejscia i wysmakowane zmiany rytmu polaczone z dosadnymi wstawkami gitarowymi i basowymi. Zaczyna sie delikatnie, dobrze, spokojnie, by w polowie mniej wiecej, rozpoczac swoiste spadanie, petle i uczucie kolysania. Riverside pokazuje tutaj to, w czym jest swietny. Czyli w budowaniu napiecia az do ostatniego taktu. Utwor idealny jesli chodzi o fanow progresywnego grania, a dla tych, ktorzy jeszcze nie nie zaznajomili sie z tematem, odsylam do plyt Pink Floyd i wczesnych dokonan Marillion i Genesis. Chlopaki dumnie nosza spuscizne nie tylko Petera Gabriela, ale tez i Fisha, chociaz wokalnie roznica jest niemalze tak ogromna jak dwa odlegle swiaty.
W Towards the Blue Horizon mamy wszystko, to co kocham w muzyce. I moglabym tak sluchac tego brzmienia na okraglo. Zwlaszcza, ze teksty, ktore pisza chlopaki, sa... Adekwatnie dobre do tego, co przestawiaja muzycznie.
Where are you now my friend?
I miss those days
Of you there
I hope they take good care
And sing your songs
And you can still play the guitar
I just miss those days
Wbrew powszechnej obecności jesieni (coraz bardziej), postanowiłam pójść na przekór. I zatopić się we wiośnie. Oczywiście w przenośni, bo kawałek, o którym dzisiaj chcę Wam opowiedzieć, zawiera w sobie wiosnę w postaci czysto metaforycznej. Mowa o Flunk. Formacja z Oslo ostatnio gości w moich uszach przez osiem godzin pracy i za każdym razem jestem zaskoczona jak doskonale pasują mi do wszystkiego co robię i myślę. Flunk charakteryzuje się pomieszaniem stylów od elektroniki, downtempo po akustyczne akcenty. Chce się po prostu zatopić w tym norweskim klimacie bez reszty. Z albumu Morning Star najbardziej przypasował mi utwór Spring to Kingdom Come. Zaczyna się bardzo przemyślanie. Wokal jest wysoki, czasami nieco irytujący. Ale po chwili wszystko robi się jasne. Delikatnie rymowane wstawki, tekst! i wreszcie refren. Sensu nabierają także przedłużające się bridge. Utwór smakuje przede wszystkim melancholią, ale też idealnie wprowadza w stan euforycznego oczekiwania. Pozostałe dokonania Flunk równie dobrze smakują. Jak herbata z cytryną. I nagle robi się przyjemnie. Od piątku na repeacie. Może u Was też tak będzie.
I´m waiting for spring to come to my kingdom
Come to my kingdom
I´m waiting for spring to come to my kingdom
Come to my kingdom
Mamy astronomiczną jesień. Poranne wędrówki do pracy sprzyjają więc odkrywaniu nowych przestrzeni muzycznych. A moja miłość do północy jakby rozkwita na nowo, kiedy mogę słuchać przepięknego utworu, o którym Wam dzisiaj opowiem.
Zacznę jednak od tego, że ostatnio źródłem moich poszukiwań jest już nie tylko yt, ale przede wszystkim Spotify. Co poniedziałek mam okazję posłuchać wyselekcjonowanych utworów wybranych na podstawie tego co słucham codziennie. Żeby nie okazało się, że macie do czynienia z kryptoreklamą, powiem tylko tyle - takich wykopalisk dawno nie uskuteczniałam!
Czym jest moje ostatnie odkrycie? Subtelna podróżą po damskich wokalach okraszonych wzniosłym refrenem. Jest to coś, co cenię w muzyce chyba najbardziej. Te ciarki na rękach, kiedy przychodzi odpowiedni moment w utworze. Wracam więc myślami do miejsc, w któryc h nie byłam fizycznie, ale dzięki muzyce mogłam je odwiedzić wiele razy. Więc dzisiaj... Norwegia.
Kraj u schyłku świata jest bardzo płodny w artystów z nurtu indie. Dotychczas ten gatunek muzyki omijałam z racji na jego hipsterskie korzenie, ale zz utworu na utwór podoba mi się coraz bardziej. Ba! Dzięki Highasakite mogę powiedzieć, że jest to kawałek dobrze dobranego projektu. Zespół nie pasuje jako określenie tej jednostki zupełnie. Przepiękny, głęboki wokal Ingrid Helene Håvik, sprawia, że wszystkie emocje i uczucia jakie towarzyszą podczas słuchania dokonań zespołu, spływają przyjemnymi dreszczami wzdłuż kręgosłupa.
Utworem, który szczególnie chwycił mnie za serce jest "Lover, where do you live". Po naszej stronie Bałtyku, jest to kawałek zupełnie nieznany. A jednak warto po niego sięgnąć, ponieważ posiada w sobie wszystko, co potrzebne jest do poniedziałkowej, wczesnojesiennej nostalgii. Jest tęsknotą, niespełnieniem, ale też pewnego rodzaju radością.
Błądząc po ostatnio mojej ulubionej aplikacji - Spotify (nie jest to kryptoreklama, poważnie ;)) , natrafiam niekiedy na zacnych artystów-amatorów, których brzmienie i teksty rozkładają mnie na łopatki. Tym razem dzięki uprzejmości T., miałam okazję odkryć nijakiego Nick'a Urb'a. Pan ma zdecydowanie wszystko to, co lubię w męskich głosach.
Nick Urb jest dla mnie zjawiskiem stosunkowo nowym. Pojawia się na youtube, spotify i soundcloud. Jak wielu jemu podobnych, zajmuje sięgłownie coverami. I chwała mu za to, bo jego ciepły głos w połączeniu z gitarą akustyczną stanowią niezawodne remedium dla moich uszu.
Przyczepił się do mnie utwór "My Sweet Mind", który od kilku tygodni towarzyszy mi w codziennym wstawaniu do pracy. I tak jak wspomniałam wcześniej, głos Nicka jest jak plaster miodu. Ciepły, zadymiony, przejmujący. Nie wiem, jak Wy, ale ja mam zupełną słabość do tego typu wokali. Zdecydowanie, Nick prezentuje bardzo wysoki poziom jeśli chodzi o muzykę. I już nie chodzi tylko o covery, ale przede wszystkim to, w jaki sposób sobie z nimi radzi.
Dzisiaj, w niedzielny wieczór...
Oh my sweet mind.
Where did you fly?
Where have you gone tonight?
This is when I need you the most.
From head to toe and coast to coast.
Baby time needs its distance too.
I guess time takes after me and you.
All eyes on me.
All eyes on you.
All eyes on me.
All eyes on you too.
All my sweet time.
Where did you fly?
Who have you left behind?
Where do we go when we die?
I'm getting older, growing closer.
Who decides when it's time for us to close our eyes and say good night?
All eyes on me.
All eyes on you.
All eyes on me.
All eyes on you.
I just want to know where I'm going.
I just want to see where I'm going.
And if you'll be with me.
I just want to get to where I'm going.
I just want to see where I'm going.
And if you'll be with me.
I just want to see where I'm going.
I just want to know when I'm going.
And if you'll be there with me.