czwartek, 29 marca 2012

Blondynka z Wysp

Sia jest typowa dla Wielkiej Brytanii. Ani za łada, ani za brzydka. Za to z głosem, jakiego zawsze zazdrościłam kobietom. Chrypka, muskana nieco niskimi barwami wokalu, z kokieteryjnym półszeptem ślizga się po uszach jak szumiące, wytrawne wino. Polubiłam ją ponad 4 lata temu, kiedy natknęłam się na osłuchany już utwór Breathe Me. Za to z miłą chęcią wracam dzisiaj do Don't Bring Me Down. Jest to taki jesienno-nostalgiczny utwór, który towarzyszył mi przez ostatnie lata studiów, potem podczas burz i zawirowań. Bywał przyjemnym skojarzeniem z ciepłą kołdrą.
Sia nie jest szablonowa. Nie znajdziecie u niej Adele'owych wyć (z całym szacunkiem do Adele i jej mocnego głosu). Nie znajdziecie też wyświechtanych, sztampowych pioseneczek o miłości. O niej można powiedzieć natomiast, że ma kobieta dar przekonywania. Oczywiście, trzeba się do niej przyzwyczaić, czasami chwyta od razu za serce, a czasami należy jej się odrobina miejsca i czasu, by ją strawić.
Nie słucham w zasadzie kobietek z Wysp, ale ona jakoś tak bardzo niezauważalnie stała się jedną z kobiecych form muzycznych, które uwielbiam (po Tori Amos, która jest absolutem, a której też poświęcę czas i miejsce).
I w związku z tym, ponieważ na dworze jakaś totalnie niewiosenna zawierucha, po całym dniu poza domem, Sia ląduje ze mną w wannie i potem przy kubku herbaty skończymy ten dzień. Przyłączycie się?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz