piątek, 23 marca 2012

Gabriel

Lamb tworzy coś w rodzaju pajęczej sieci, która rozprzestrzenia się od czubków palców po końcówki włosów, oplótłszy już gardło i ściska je do łez. Chciałabym dzisiaj na chwilę zatrzymać się przy utworze "Gabriel". Usłyszałam go pierwszy raz jakiś czas temu, nie pamiętam czy rok, czy dwa lata. W każdym razie przykuł moją uwagę dość skutecznie, na tyle, że jeśli kiedyś zdecyduję się na dziecko, chciałabym by chłopiec miał na imię właśnie Gabriel. Utwór jest piękny. Ma w sobie wszystko to, co lubię w muzyce: słowa, muzykę i przekaz. Jestem raczej z tych, którym ciężko dogodzić w kwestii muzycznym, toteż strasznie lubię perkusję w tym utworze, dynamiczną i tworzącą idealne tło do niezwykłego wokalu. 
Lubię też partię smyczkową, która pojawia się w "dobrych" momentach.
Z tym utworem kojarzy mi się wolność i prawo do wypowiadania się na temat uczuć. Każdy chyba ma takiego anioła, którego pragnie, a którego nie może posiadać na własność. Anioły symbolizują wolność i nieskrępowanie, stąd ich nieprzyswajalna natura. Sama w domu mam kilka dobrych aniołów, symboli. Czuwają na parapecie, półce i zwisają wesoło symbolizując udany seks (tak tak, mam anioła na seks). A Gabriel do tego brzmi tak ładnie, tak jak bicie serca. W rytmie życia.
Żałuję, że nie mogłam pojawić się na koncercie Lamb, chociaż... wolę ich w zaciszu domowym, z kubkiem kawy albo w ciepłej kołdrze z kotem na kolanach.
Życząc wam piątkowych uniesień, ślę muzykę...

2 komentarze:

  1. Swietne nagranie!!!
    Welcome back:)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tak, lamb, działa na wyobraźnię.
    mam nadzieję, że powrót na dużo dłużej :)

    OdpowiedzUsuń