poniedziałek, 26 marca 2012

Czerwony Latawiec

'It also goes beyond what you might expect from the two of us... The album consists of music which is at times moving, complex, multilayered (both instrumentally and vocally) spooky, goofy and of course, very personal to me. - Steve Hogarth.

Chyba lepszej reklamy nie ma. Dzisiaj nieco zmiksowana muzyka, bo oto w dzwon uderzył mój ukochany Marillion z także ukochanym Porcupine Tree. Jestem zahipnotyzowana. Nie tylko muzyką, treścią, ale przede wszystkim pomysłem. Z pogranicza fantazji i snu, wyłania się przepiękny krajobraz dźwięków. Z nostalgiczną zadumą zaglądam do utworów obydwu panów ( Hogarth'a i Barbieri), bo towarzyszą mi od kilku długich lat, na przemian, w różnych ilościach i natężeniu. 
Dzisiaj jakiś taki nastrój na niespieszne, posklejane nuty.  Dzisiaj też chłodny poranek po prawie nieprzespanej nocy. 
Podoba mi się to jak została opisana i płyta i utwór. Bardzo osobiste. Czasami się zastanawiam, czy bycie mentalnym ekshibicjonistą pozwala na większy odzew publiczności, czy wręcz odstręcza. Swego czasu też bardzo mocno się obnażałam w kwestii emocjonalnej, czasami za bardzo. Myślę, że jednak ta muzyka, ten album, musi pozostać właśnie takim gołym dosłownym dopowiedzeniem. Cudowna harmonia dźwięków, szeptane wersety, gdzieś jakby sennie przewijające się linie melodyczne z moim ukochanym, progresywnym brzmieniem. Utwór mógłby dla mnie nie mieć końca. Nie nudzi się. Nie wpędza w niepotrzebne pętle. Jest taki jaki lubię - wygrany, wyśpiewany, wypowiedziany do końca. Nie ma w nim miejsca na niezrozumienie.
I tytuł.
Jak ja lubię proste, dwuznaczne tytuły.

Przyjemności!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz