... mam ochotę na taką nutę, na takie kocie ruchy, pozbawiając się garderoby, udając Salmę Hayek, udając się do łazienki, by wreszcie się zrelaksować.
Tito and Tarantula od kilku dni goszczą u mnie na playliście w telefonie. Rano cudownie mieszają się z zapachem perfum, kawy i papierosa, wieczorem pozwalają na mały misz-masz po mieszkaniu bez ubrania.
Idealny duet. Idealna gitara. Pachnie jakimś odległym dzikim zachodem, speluniastym, a jednak doskonałym w formie barem przy trasie gdzieś na granicy z Meksykiem.
Panowie mnie rozpieszczają. Nie tylko wyborną sekcją gitarową, ale przede wszystkim klimatem, idealnym do bujania biodrami.
Kiedyś nawet słyszałam, że muzyka w połączeniu z alkoholem stanowią idealny afrodyzjak. Więc sobie nalałam szklaneczkę drinka, czuję się boginią świata, zasłaniam okna i włączam zapętlenie.
Wam też radzę!

Mmm, ciekawe, muszę przyznać. Ale do wieczorów idealnie też brzmi Stańko...polecam Pożegnanie z Marią. Albo saksofony Lorenca.
OdpowiedzUsuńInny klimat, inne wieczory...drink i dym mogą pozostać.