Obchodzenie Wielkanocy jest kwestą indywidualną, dla mnie dosyć specyficzną i osobistą. Nie będę wchodzić w szczegóły, bo to nie jest miejsce i czas na to, natomiast chętnie podzielę się z Wami utworem, który i tytułem i muzyką, nawołuje do chwilowego zaciągnięcia hamulca.
Wspominałam już, że uwielbiam Marillion, w sumie dzięki pewnemu M., który szybko się pojawił i potem szybko zniknął. Ale muzyka pozostała i to w moim ulubionym wydaniu - progresywnym.
Zespół funkcjonuje już kilka dekad, mienił się wokalista, a wraz z nim teksty i wydźwięk tego, co panowie mają do przekazania. Zawsze jednak kolejne albumy są wyznacznikiem tego, czego możemy się po nich spodziewać. Nigdy się nie zawiodłam, zwłaszcza Marbles jest takim albumem, do którego uciekam, kiedy chciałabym poczuć się dojrzała i odpowiedzialna.
Doskonale brzmią. Skomplikowanie miejscami.
Słowa, jakie próbują przekazać, mają jakąś moc przyciągania, choć nie należą do łatwym i przyjemnych.
Na koncercie (jeszcze) nie byłam, ale podejrzewam, po obejrzeniu kilku dvd, że jest niesamowicie, inno-wymiarowo.
Dzisiaj więc w drodze do domu rodzinnego, gdzie Mama i Tata czekają, postaram się przemycić ten utwór, a Wam radzę to samo. Wrzućmy na luz, bo tak pięknie gra...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz