piątek, 25 maja 2012

Oświecona

Zwykle wiele czasu musi minąć, bym się zakorzeniła w jakimś kawałku, zespole, artyście, którzy na pierwszy rzut oka wydają mi się... niepasujący do mojej wrażliwości. A ta zmieniała się na przestrzeni lat bardzo często. Tak było z Hurts, na początku bez orgazmu, a potem fajerwerki. To jedna z tych formacji, do których trzeba się dokopać, skatować nią winampa albo słuchawki od odtwarzacza mp3. Przynajmniej ja tak miałam.
I nie wstyd się przyznać, że trafiło mnie. Najpierw Wonderful World, a potem Illuminated. Ten kawałek ma mój ulubiony rytm, ulubione echo, ulubiony finał. I słowa. Rzadko jest tak, bym nawet po roku wracała tak często do wybranych utworów, a w przypadku Panów z Hurts, jest to na porządku dziennym.
Illuminated było nawet przez długi czas moim numerem jeden, przy którym wyobrażałam sobie moje przyszłe życie, jako tło (prawie jak w teledysku). I pasuje do pory letniej, nocnej jazdy samochodem, kolacji po ciężkim dniu.
Mój T. śmieje się, że ja zawsze słucham takich pompatycznych, smutnych kawałków. Ale to nawet nie chodzi o nutę w jaką uderzają instrumenty. Chodzi o nastrój, o ciary jakie mam na plecach, kiedy z głośników poleci fragment...

Suddenly my eyes are open,
Everything comes into focus, oh,
We are all illuminated,
Lights are shining on our faces, blinded

Może Wam też się spodoba... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz