środa, 29 sierpnia 2012

Konflikt z Archiwum

Nie będzie o kłótniach. Nie będzie też pisania o tym, że ludzie, świat i cała reszta od czasu do czasu bardzo mnie rozczarowują. Nie będzie też gmerania po jądrach zawiści albo innych mrocznych miejscach ludzkiej natury.
Będzie o Archive. Stosunkowo późno odkryłam ich geniusz. A dzisiaj łażąc po Wrocławiu, w Trójce piłowali nową płytę. Idealnie wpasowała się w klimat zwariowanej pogody w tym zatłoczonym mieście, gdzie niemalże jakiegoś pana przejechałby autobus. 
Idealnie pasował też do przegryzanej buły, okraszonej dymem z papierosa na ławce niedaleko fosy. 
Archive mnie nijako denerwuje. Dlatego, że są tak cholernie dobrzy, dlatego, że wywołują u mnie stany maniakalno-depresyjne, a które na swój sposób bardzo lubię. Genialne wejście gitary w kawałku Conflict mnie rozwaliło, szczerze powiem, na drobne, a wokal - trochę brzmiący jak z megafonu, nasilił ten rozpad. Jeśli miałabym porównać tę muzykę do czegoś, to na pewno do stanu tuż przed wybuchem bomby atomowej. Wiesz, że coś sięa stanie, czujesz ciężar powietrza na kilka sekund przed eksplozją, ale jeszcze nie masz pojęcia, czego się spodziewać. I taki jest ten album i ta piosenka. 
Na koniec lata, a jakże, z przytupem.


1 komentarz: