Kiedyś, jak będę starą, niedołężną kobietą, chciałabym mieć w sobie tyle zapału, by opowiedzieć o swoim życiu w stylu Johnnego Casha. Nie słuchałam go nigdy. Ostatnio, bardzo wybiórczo. I to nawet nie dlatego, że sam napisał ten genialny kawałek, ale dlatego, że w jego ustach Hurt brzmi tak boleśnie prawdziwie i jednocześnie dobitnie szczerze.
Johnny rozliczył się, gitarą, ze sceną, z przyjaciółmi, kobietami, pryjaciółmi. A ponieważ jesień służy refleksjom, mnie też zebrało się na pewne myśli.
Wizyta w domu nakłoniła mnie do przesłuchania jeszcze jeden raz tego kawałka. Wróciły pewne twarze, wspomnienia, chwile, utrapienia i ten niedarty urok lat, kiedy wydawało mi się, że nie będę nigdy taka sentymentalna i drobiazgowa.
Johnny śpiewa starczym głosem, ale moje myśli były młode i lotne. Wyobraziłam sobie, że też tak pięknie się rozliczę pewnego dnia.
O, jak ja lubię wracać do staroci. Podczas ostatniej wizyty w domu, miałam okazję przejrzeć pozostawione tam płyty i zamarłam. Oczywiście, człowiek ewoluuje i w związku z tym jego gusta i guściki się zmieniają. Ale na stojaku z CD mam istną mieszankę wybuchową - od słodkiego popu po ultra brutal heavy metal. Usiadłam więc i zaczęłam odsłuchiwać te płyty. Kawałeczek po kawałeczku dotarłam do mojej ulubionej pozycji z lat... hm... licealnych? Chodzi o Coldplay. Nigdy nie byłam przesadną fanką, ale generalnie bardzo dużo ich było w tym okresie w moim odtwarzaczu.
O Coldplay mogłabym się wyrazić w sposób taki, że ich flegmatyczno-energetyczny kop działa na mnie do dzisiaj. Lubię do nich wracać. Przed kilkoma miesiącami pisałam o utworze Paradise, a dzisiaj odkopiemy skamieliny w postaci genialnego coveru wykonanego przez Jessicę.
"The Scientist" usłyszałam hohoho, i jeszcze dawniej w telewizji, kiedy jeszcze można było obejrzeć w niej klipy muzyczne na poziomie. I powiem szczerze, że bardzo mi się spodobało pianino. Zresztą, słabość do tego instrumentu mam do dzisiaj, co pewnie zresztą zauważyliście odwiedzając tego bloga.
Lubię smętne wokale, więc i ten utwór przypadł mi do gustu.
I wczoraj trafiłam na bardzo dobry cover tego utworu. Szukanie coverów to chyba moja pasja, bo lubię słuchać przeróżnych interpretacji jednego utworu a przy okazji umierać z zazdrości, że ja tak nie potrafię.
Więc oto jest, Jessica Allossery. Z jej playlisty na yt wynika, że dziewczyna ma już jakiś sukces na koncie. Ale najbardziej podoba mi się to, że jest człowiekiem orkiestrą :) Dorabia sobie chórki, gra na instrumentach, sama to sobie skleja do kupy i efekt jest taki, jaki możecie usłyszeć.
Poza tym, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się sposób w jaki śpiewa. Taki akurat na nostalgiczne pomachanie na pożegnanie latu. Więc odgrzewam tego kotleta, ale nie jestem zawiedziona smakiem.