L'hiver - czyli po francusku zima. Kiedyś uważałam ją za najpiękniejszą porę roku, i to nie zmieniło się w sumie. Jedynie moje postrzeganie mrozu odczuwalnego, gdyż kilka zim spędzonych w zatłoczonym mieście daje się we znaki nie tylko butom i czapkom, ale też głowie, która oprócz hałasu musi znieść przeciągi i nawiewania na przystankach. Póki śniegu nie ma, lubię to nawet bardzo.
Dzisiaj jak i kilka dni temu odkopałam przyjemną muzykę kojarzącą się się zimą. Francuską zimą w dodatku, z tym najlepszym dodatkiem jakim są skrzypce i kobiece chóry.
Dwie Panie z formacji Artesia zagościły u mnie trzy lata temu podczas wykopalisk na youtube w poszukiwaniu zgrabnych, trudnych i mało kojarzących się z latem dźwięków. Taki to był czas, tego pragnęłam. I dzisiaj odkopuję je jeszcze raz.
Przenikają chłodem i tajemnicą, jaka towarzyszy mi zawsze, kiedy za oknem zmierzch zimowy otula horyzont. Panie odziane są w piękne suknie i przemierzają zmarzliny i tworzą klimat jak z baśni. Mrocznej baśni.
Ich albumy opowiadają historie o zagubieniu, aczkolwiek ja nie czuję się zagubiona. Raczej szczęśliwa, że mogę obcować z tak niesamowitą muzyką.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz