Pół roku przemilczenia, szukania sensu i nowych wrażeń. Ciszy potrzebnej i niezwykle owocnej. Moje playlisty zapełnione po brzegi, więc będę z siebie wylewać.
Zacznę od muzycznego uzależnienia Alt+J, które za uprzejmością T. i Radio Paradise katuję od stycznia.
W tą długą i nieznośną zimę jak znalazł - kawałek ze słońcem i historią. Taro, bo o nim mowa, zaczarował mnie na długi czas swoim tekstem i muzyką. Radośnie kwaśna gitara, do tego bębny i klip!
Trudno było znaleźć coś równie ogłuszającego zimową zawieruchę. Mało tego, na sam dźwięk refrenu, radośnie malowany uśmiech na twarzy przykuwał uwagę współpasażerów podróży śródmiejskich.
Idealny kawałek do nocnego posiedzenia przy winie, rozmowie, leżeniu w ltargu myśli. Genialne zespojenie radości i dramatu. W tej muzyce jest to coś, co zawsze mnie pociągało. Nie tyle rytm, dość wyszukany, co przde wszystkim linia melodyczna. Jest kop, jest ulga, są nawet "uszne orgazmy" w postaci przejść zwrotek w refreny.
Kto nie wierzy, niech posłucha.
P.S. Wkrótce więcej moich podniet ;)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz