poniedziałek, 21 września 2015

W chmurach i w oceanie

Mamy astronomiczną jesień. Poranne wędrówki do pracy sprzyjają więc odkrywaniu nowych przestrzeni muzycznych. A moja miłość do północy jakby rozkwita na nowo, kiedy mogę słuchać przepięknego utworu, o którym Wam dzisiaj opowiem.

Zacznę jednak od tego, że ostatnio źródłem moich poszukiwań jest już nie tylko yt, ale przede wszystkim Spotify. Co poniedziałek mam okazję posłuchać wyselekcjonowanych utworów wybranych na podstawie tego co słucham codziennie. Żeby nie okazało się, że macie do czynienia z kryptoreklamą, powiem tylko tyle - takich wykopalisk dawno nie uskuteczniałam!

Czym jest moje ostatnie odkrycie? Subtelna podróżą po damskich wokalach okraszonych wzniosłym refrenem. Jest to coś, co cenię w muzyce chyba najbardziej. Te ciarki na rękach, kiedy przychodzi odpowiedni moment w utworze. Wracam więc myślami do miejsc, w któryc h nie byłam fizycznie, ale dzięki muzyce mogłam je odwiedzić wiele razy. Więc dzisiaj... Norwegia.

Kraj u schyłku świata jest bardzo płodny w artystów z nurtu indie. Dotychczas ten gatunek muzyki omijałam z racji na jego hipsterskie korzenie, ale zz utworu na utwór podoba mi się coraz bardziej. Ba! Dzięki Highasakite mogę powiedzieć, że jest to kawałek dobrze dobranego projektu. Zespół nie pasuje jako określenie tej jednostki zupełnie. Przepiękny, głęboki wokal Ingrid Helene Håvik, sprawia, że wszystkie emocje i uczucia jakie towarzyszą podczas słuchania dokonań zespołu, spływają przyjemnymi dreszczami wzdłuż kręgosłupa.

Utworem, który szczególnie chwycił mnie za serce jest "Lover, where do you live". Po naszej stronie Bałtyku, jest to kawałek zupełnie nieznany. A jednak warto po niego sięgnąć, ponieważ posiada w sobie wszystko, co potrzebne jest do poniedziałkowej, wczesnojesiennej nostalgii. Jest tęsknotą, niespełnieniem, ale też pewnego rodzaju radością.

Bo wszystko, co piękne... jest smutne.


niedziela, 13 września 2015

Wszystko zależy od Ciebie

Błądząc po ostatnio mojej ulubionej aplikacji - Spotify (nie jest to kryptoreklama, poważnie ;)) , natrafiam niekiedy na zacnych artystów-amatorów, których brzmienie i teksty rozkładają mnie na łopatki. Tym razem dzięki uprzejmości T., miałam okazję odkryć nijakiego Nick'a Urb'a. Pan ma zdecydowanie wszystko to, co lubię w męskich głosach.

Nick Urb jest dla mnie zjawiskiem stosunkowo nowym. Pojawia się na youtube, spotify i soundcloud. Jak wielu jemu podobnych, zajmuje sięgłownie coverami. I chwała mu za to, bo jego ciepły głos w połączeniu z gitarą akustyczną stanowią niezawodne remedium dla moich uszu.

Przyczepił się do mnie utwór "My Sweet Mind", który od kilku tygodni towarzyszy mi w codziennym wstawaniu do pracy. I tak jak wspomniałam wcześniej, głos Nicka jest jak plaster miodu. Ciepły, zadymiony, przejmujący. Nie wiem, jak Wy, ale ja mam zupełną słabość do tego typu wokali. Zdecydowanie, Nick prezentuje bardzo wysoki poziom jeśli chodzi o muzykę. I już nie chodzi tylko o covery, ale przede wszystkim to, w jaki sposób sobie z nimi radzi.

Dzisiaj, w niedzielny wieczór...



Oh my sweet mind. Where did you fly? Where have you gone tonight? This is when I need you the most. From head to toe and coast to coast. Baby time needs its distance too. I guess time takes after me and you. All eyes on me. All eyes on you. All eyes on me. All eyes on you too. All my sweet time. Where did you fly? Who have you left behind? Where do we go when we die? I'm getting older, growing closer. Who decides when it's time for us to close our eyes and say good night? All eyes on me. All eyes on you. All eyes on me. All eyes on you. I just want to know where I'm going. I just want to see where I'm going. And if you'll be with me. I just want to get to where I'm going. I just want to see where I'm going. And if you'll be with me. I just want to see where I'm going. I just want to know when I'm going. And if you'll be there with me.

wtorek, 8 września 2015

Po długiej, długiej przerwie...

Jeśli komukolwiek przerwy techniczne robią dobrze, to na pewno mi. Od miesięcy nie publikowałam ani skrawka posta. W między czasie trochę zmian w życiu prywatnym i muzycznie, bardzo, bardzo owocenie.

Dzisiaj chciałabym zachwalić twórczość Neulore. Ciekawa formacja tworząca muzykę kojarzącą sięz beskresnymi prerriami. I coś w tym jest. Animal Evolve - czyli ostatni album zespołu nawiązuje w dużej mierze do kultury Indian Ameryki Północnej, a w między czasie wplata elementy natury i swoiste poczucie wolności. 

Moje pierwsze skojarzenia - wolność, wiatr we włosach i Wielki Kanion. Nie uważam się jednak za ekspertkę, zwłaszcza, że ile uszu tyle interpretacji. 

Neulore przynosi przepiękne wieści na jesień. Przepiękne, głebokie tony, dające wrażenie nieskończonej przepaści, od której dech zapiera. Do tego klasyczne brzmienie gitary, kojarzące się z twórczością neo-folkowych formacji. 
Na pewno warto też daść się ponieść przejmującemu wokalowi. O jak bardzo lubię takie głosy! Czyste, głębokie, przepełnione charyzmą. 

Pozostaje mi poczęstować Was moim ulubionym kawałkiem Neulore.

Do ponownego!