Mowa o Flunk. Formacja z Oslo ostatnio gości w moich uszach przez osiem godzin pracy i za każdym razem jestem zaskoczona jak doskonale pasują mi do wszystkiego co robię i myślę. Flunk charakteryzuje się pomieszaniem stylów od elektroniki, downtempo po akustyczne akcenty. Chce się po prostu zatopić w tym norweskim klimacie bez reszty.
Z albumu Morning Star najbardziej przypasował mi utwór Spring to Kingdom Come. Zaczyna się bardzo przemyślanie. Wokal jest wysoki, czasami nieco irytujący. Ale po chwili wszystko robi się jasne. Delikatnie rymowane wstawki, tekst! i wreszcie refren. Sensu nabierają także przedłużające się bridge.
Utwór smakuje przede wszystkim melancholią, ale też idealnie wprowadza w stan euforycznego oczekiwania.
Pozostałe dokonania Flunk równie dobrze smakują. Jak herbata z cytryną. I nagle robi się przyjemnie.
Od piątku na repeacie. Może u Was też tak będzie.
I´m waiting for spring to come to my kingdom
Come to my kingdom
I´m waiting for spring to come to my kingdom
Come to my kingdom
Come to my kingdom
I´m waiting for spring to come to my kingdom
Come to my kingdom
